Zawsze na czas

Panie (...), ileż to dróg, ile wynalazków i sposobów używasz na okazanie nam Twojej miłości! - pisała św. Teresa z Avila. Boża miłość jest twórcza, choć nieraz wydaje się, że się spóźnia. Przyjrzyjmy się kilku historiom.
Nie troszczcie się... (Mt 6,25)
Święty Jan od Krzyża dobrze wiedział, że Bóg nigdy nie zawodzi, choć czasem działa in extremis. Dlatego kiedy w klasztorze zabrakło chleba, zachował stoicki spokój. Co więcej, stwierdził, że nawet jeśli jeden dzień przyjdzie braciom pościć dla Chrystusa, to nic złego im się nie stanie. Tymczasem współbrat był innego zdania. Postanowił opuścić klauzurę, by szukać ratunku na zewnątrz, ale w drzwiach zderzył się z człowiekiem, który przyniósł do klasztoru mąkę, oliwę i mnóstwo innych wiktuałów.
Podczas jednej z kapituł zwrócono św. Janowi uwagę, że za bardzo ufa Bogu, czasem przecież trzeba działać. Ale cóż, Doktor Miłości miał świadomość, że więcej przyniesie jego trwanie przed Panem. Kiedy w jednym z klasztorów zabrakło pościeli dla chorych, polecił Umiłowanemu wszystkie potrzeby podopiecznych. Wobec takiej ufności Pan Bóg rzeczywiście zatroszczył się o wszystko – ni stąd, ni zowąd ludzie zaczęli znosić zakonnikom pościel, materace oraz... ofiarowali im 30 kurczaków.
Dom, który św. Jan Bosco założył w Valdocco dla zagubionych chłopców, wiecznie tonął w długach – ale też nieustająco był ratowany przez Bożą Opatrzność, o której mawiał, że jeszcze nigdy nie zbankrutowała. Kiedy pewnego dnia do ks. Jana przyszedł zdenerwowany piekarz po zapłatę za chleb brany na kredyt, ów westchnął do Pana o pomoc. W tej samej chwili do zakrystii przybył człowiek, który chciał złożyć anonimowy datek. Uff – starczyło!
Innym razem ks. Bosko poprosił chłopców o trwanie przed Najświętszym Sakramentem, a sam ruszył w drogę po Turynie. Przechodząc, nawiedził jeszcze kościół pw. Matki Bożej Pocieszenia i poprosił Ją o pocieszenie. Przy kolejnym kościele natknął się na człowieka, który na jego widok wykrzyknął: „Opatrzność mi księdza zsyła! Zaoszczędziłem kawał drogi!”. Okazało się, że jego pan wysłał go do oratorium z czekiem na dużą sumę pieniędzy.
Takich historii nie brakowało także bratu Albertowi Chmielowskiemu. Kiedy odwiedził braci ze Lwowa, zastanawiali się oni akurat nad zamknięciem przytuliska. Dowiedziawszy się o fatalnej sytuacji finansowej placówki, zapewnił jednak jej mieszkańców, że Opatrzność Boża obmyśla najdrobniejsze szczegóły, po czym ruszył na modlitwę do lwowskiej katedry. Tam potrąciła go kapeluszem pewna wielka dama. Uradowała się na jego widok, bo chcąc podziękować Bogu za pewne otrzymane łaski, postanowiła przeznaczyć sporą jałmużnę właśnie na ręce Brata. Innym razem w Krakowie hrabina Tarnowska otrzymała czek na sporą sumę pieniędzy. Ponieważ miała akurat wolne popołudnie, zawołała stangreta i kazała się wieźć z przesyłką do brata Alberta. „Z nieba nam pani spada! - stwierdził święty – od wczoraj nic nie jedliśmy!”. W końcu, jak sam zapewniał, w dramatycznych sytuacjach zawsze warto liczyć na pomoc z góry: Zbytnia zapobiegliwość to rzecz niestosowna, lepiej „Zdrowaś Maryjo” zmówić na tę intencję
Będziecie jeść przysmaki (Iz 55,2)
O świętym Jacku z pierogami zapewne każdy słyszał – ale skąd wzięło się to powiedzenie? Otóż w lipcu 1238 r. w Kościelcu, 27 km od Krakowa, rozpętała się straszliwa burza. Grad całkowicie zniszczył zboże – widmo głodu zajrzało mieszkańcom wioski w oczy. Opatrznościowo przybył do nich o. Jacek i zachęcił, by nie rozpaczali, ale trwali na modlitwie. Następnego dnia zboże podniosło się i zbiory zostały uratowane, a święty dominikanin został uraczony pierogami przez wdzięcznych parafian.
We wspomnienie Wszystkich Świętych ks. Bosko obiecał swoim wychowankom, że po ćwiczeniach duchowych (w tym „ćwiczeniu dobrej śmierci”) uraczy ich gotowanymi kasztanami. Zakupił ich wcześniej trzy worki, ale jego mama, Małgorzata, myśląc, że wystarczy mniej, przygotowała tylko pół worka. Ksiądz Bosko sypał chłopcom pełne berety smakołyków, gdy mama ostrzegła go, że zaraz się skończą. Chwila niepewności, czy starczy dla wszystkich... po czym ksiądz w najlepsze sięgał dalej do kosza, a owoce ciągle w nim były. Wystarczyło jeszcze dla niego i jego mamy. Na pamiątkę tego wydarzenia we wszystkich domach salezjańskich wieczorem w dniu Wszystkich Świętych rozdziela się gorące kasztany.
W hiszpańskim miasteczku Olivenza znajdował się sierociniec, w którym spożyć posiłek mogły także dzieci ulicy. Tymczasem pod koniec stycznia 1949 r. zabrakło im żywności. Kucharka znalazła tylko trzy filiżanki ryżu i odrobinę mięsa, a głodnych malców było sześćdziesięcioro. Nie załamywała jednak rąk, ale wezwała pomocy bł. Juana Maciasa, który 300 lat wcześniej posługiwał wśród ubogich Peruwiańczyków, po czym postanowiła ugotować to, co miała. Już wkrótce okazało się, że ryż wypływa z kotła, więc razem z matką księdza proboszcza podstawiły na niego drugi garnek, potem trzeci, a w końcu musiały użyć wszystkich naczyń z kuchni. Nakarmiły nie tylko gromadę dzieci, ale i wszystkich, którzy tego dnia chcieli skorzystać z posiłku w parafialnej kuchni. Kucharka naliczyła, że wydała 154 porcje, a wszyscy zgodnym chórem twierdzili, że potrawa z niebiańskiej interwencji była bardzo smaczna.
Ja, Pan, chcę być twym lekarzem (Wj 15,26)
Św. Godeberta z Noyon w Polsce jest całkowicie nieznana, tymczasem to jedna ze świętych patronów do spraw chorób zakaźnych. Gdy okolice francuskiego opactwa dziesiątkowała epidemia dżumy, Godeberta zachęcała wszystkich do modlitwy o jej zakończenie, sama zaś ze swoimi współsiostrami pościła i pokutowała. Po trzech dniach zaraza nagle ustała.
W średniowiecznej Francji – choć kilka wieków później - działał także św. Roch. Podczas pielgrzymki do Rzymu natrafił na epidemię dżumy. Kiedy ofiarnie zajmował się chorymi, otrzymał dar uzdrawiania. Czasem wystarczyło tylko, by uczynił znak krzyża, a choroba znikała. Jednak podczas pobytu w Piacenzie sam zachorował. Znalazł schronienie w opuszczonej leśnej chatce. Miał wrażenie, że tu przyjdzie mu umrzeć, tymczasem zaczął przychodzić do niego pies, przynosząc bochenek chleba, a po jakimś czasie przyprowadzając swojego pana. Ów zajął się Rochem, a ten, gdy jego zdrowie się podreperowało, powrócił do Piacenzy, w której właśnie ponownie wybuchła zaraza.
Św. Jan Bosko i 500 jego wychowanków przeżyło epidemię cholery, która na wiele miesięcy 1854 r. zapanowała w Turynie, co więcej, spora ich grupa pomagała w tym czasie chorym z narażeniem życia. Św. Jan zapewnił ich jednak, że nie zachorują, jeśli w tym czasie będą w stanie łaski uświęcającej i całkowicie zaufają Matce Bożej Wspomożycielce. I stało się tak, jak obiecał.
Przenieśmy się na tereny dawnych Prus Zachodnich. W 1813 r. dziesiątkowała mieszkańców tych terenów epidemia cholery. Wobec tragicznej sytuacji wiekowy brodnicki proboszcz, ks. Antoni Kuberski, postanowił urządzić pielgrzymkę przebłagalną do odległego o 30 km Wardęgowa (obecnie sanktuarium maryjnego). Oczywiście, można było sprawować modlitwy w brodnickiej farze albo przejść tylko z fary do pobliskiego klasztoru franciszkanów – ale chciał, aby parafianie przełamali lęk. I rzeczywiście, zaraza ustała, a mieszkańcy Brodnicy po dziś dzień pielgrzymują do Wardęgowa.
Bł. Edmund Bojanowski, pedagog wiejskich dzieci, opiekun sierot, założyciel Zgromadzenia Sióstr Służebniczek NMP Niepokalnie Poczętej, często zachęcał swoich bliskich do zaufania w Bożą Opatrzność. Mawiał, że zsyła ona hojne ofiary i dodawał: Już nieraz usychałem z troski i kłopotu, a oko Opatrzności wejrzało na nas. Ów „serdecznie dobry człowiek” zwany był przez swoich wychowanków „tatą”. Sam doświadczył Bożego działania jeszcze w dzieciństwie, kiedy w wieku 4 lat poważnie zachorował. Sytuacja wydawała się być beznadziejna. Lekarze nie dawali chłopcu najmniejszych szans. Zrozpaczona matka udała się na modlitwę, zawierzając synka Matce Bożej. Kiedy wróciła, okazało się, że mały Mundek jest zdrów jak ryba! Wdzięczna rodzina ofiarowała wówczas do bazyliki ojców filipinów na Świętej Górze w Gostyniu srebrne Oko Opatrzności.
Bóg jest niezwykle twórczy w okazywaniu swojej miłości. Bł. Karol de Foucauld nazywał Go Panem rzeczy niemożliwych. Jeśli otworzysz oczy, zobaczysz Jego działanie jeszcze dziś.
Renata Czerwińska Artykuł opublikowany w Posłanie 2/20