Jak dobry żołnierz

Ty więc, moje dziecko, nabieraj mocy w łasce, która jest w Chrystusie Jezusie, a to, co usłyszałeś ode mnie za pośrednictwem wielu świadków, przekaż zasługującym na wiarę ludziom, którzy też będą zdolni nauczać i innych. Weź udział w trudach i przeciwnościach jako dobry żołnierz Chrystusa Jezusa! Nikt walczący po żołniersku nie wikła się w kłopoty około zdobycia utrzymania, żeby się spodobać temu, kto go zaciągnął. Również jeżeli ktoś staje do zapasów, otrzymuje wieniec tylko [wtedy], jeżeli walczył przepisowo.(2 Tm 2,1-5)
Św. Paweł porównuje udział w ewangelizacji do służby żołnierskiej. Każdy kto zostaje wezwany do głoszenia Dobrej Nowiny, musi mieć świadomość, że czekają go trudne wyzwania. Dlatego wcześniej trzeba przejść okres przygotowania podobnie jak żołnierz, który, zanim ruszy do walki, ćwiczy swoją tężyznę i umiejętności, aby w trakcie bitwy skupić się całkowicie na zadaniu do wykonania. W przeciwnym razie staje się łatwym łupem i popada w niewolę lub traci życie. Żołnierz Jezusa jest przez Niego przygotowywany do różnych zadań specjalnych poprzez cały proces uzdrowienia wewnętrznego, aby w decydującym momencie nie zajmował się sobą, nie roztrząsał własnych problemów i ograniczeń, ale w pełnej wolności oddawał się do Jego dyspozycji. Uczy się też strategii działania wroga, do czego przydatna jest szkoła rozeznawania duchowego. Wreszcie poprzez praktyczne zajęcia stopniowo nabiera doświadczenia, które pozwala mu zachować równowagę w przeciwnościach. 
Komu chcę służyć
Św. Ignacy z Loyola w swoich Ćwiczeniach duchownych drugiego tygodnia zamieszcza rozmyślanie o dwóch sztandarach. Bardzo plastycznie rysuje obraz dwóch armii:  jednej pod dowództwem Jezusa, drugiej - Lucyfera. Każdy z nich chce zgromadzić pod swym sztandarem jak najwięcej osób. Szatan, dowódca złych duchów rozsyła je, aby kusili ludzi bogactwem, zaszczytami i pychą. Jezus posyła swoje sługi – Apostołów, uczniów, przyjaciół, aby pociągali ludzi do ubóstwa duchowego (niektórym dane jest też zewnętrzne) jako antidotum na pokusę bogactwa, do pragnienia zniewag i wzgardy jako przeciwwagi dla zaszczytów światowych, w końcu do pokory jako lekarstwa przeciwko pysze. 
Św. Ignacy był rycerzem, który po roztrzaskaniu nogi przez armatnią kulę w czasie bitwy pod Pampeluną, w trakcie długiej rekonwalescencji został zdobyty przez Jezusa, by odtąd walczyć już w Jego armii. Niewątpliwie było mu łatwiej zrozumieć zachętę św. Pawła, która nam może wydawać się trochę niezrozumiała lub przesadzona. Kto bowiem pragnie zostać żołnierzem w czasach, gdy każdy chce czuć się wolnym, a nie myśli dać się zamknąć w koszarach i słuchać czyichś rozkazów? Brak zrozumienia może skutkować tym, że zamiast budowania dzieł Boga, robimy coś dla Niego. A to zupełnie różna perspektywa. Możemy pragnąć zrobić wiele dobrego, ale żeby pełnić Jego wolę, a nie tylko realizować własne pomysły, trzeba nauczyć się słuchać tychże właśnie rozkazów, czyli - w naszej sytuacji - natchnień Ducha Świętego. W obu przypadkach opiera się to na posłuszeństwie. 
Poznać własną kondycję
Proces wewnętrznego formowania trwa całe życie, ale nie należy niczego przyspieszać, przechodzić zbyt szybko do czegoś, co przerasta nasze siły. Bóg stopniowo posyła nas do coraz bardziej odpowiedzialnych zadań. Zna nas najlepiej, wie, ile możemy znieść, dlatego musimy bardziej ufać Jemu niż sobie. Na tej drodze niezbędne jest uporządkowanie swojego wnętrza, co wiąże się z poznaniem siebie, zrozumieniem reakcji emocjonalnych, które w nas zachodzą oraz z rozpoznaniem ich źródła. Często na skutek grzechów cudzych czy naszych własnych powstają w nas rany, które - jeśli zostaną oddane Bogu - leczy je swoją miłością. Musimy jednak o nich pamiętać jako o słabych punktach, które w nas zostają i zły duch może w nie uderzyć.  Opisał to św. Ignacy z Loyoli w regułach rozeznawania:  [Nieprzyjaciel] zachowuje się także jak wódz na wojnie, gdy chce [jakiś gród] zwyciężyć i złupić. Wódz bowiem lub dowódca wojskowy, rozbiwszy obóz i zbadawszy siły i środki [obronne] jakiegoś zamku, atakuje go od strony najsłabszej. Podobnie i nieprzyjaciel natury ludzkiej krąży i bada ze wszech stron wszystkie nasze cnoty teologiczne, kardynalne i moralne, a w miejscu, gdzie znajdzie naszą największą słabość i brak zaopatrzenia ku zbawieniu wiecznemu, tam właśnie nas atakuje i stara się nas zdobyć. Św. Ignacy odnosi to do naszych cnót, które stopniowo powinny zajmować miejsce wcześniejszych wad. Diabeł na swój sposób je weryfikuje, ale zranienia, jakich doznaliśmy w przeszłości, są to także słabe punkty w naszej duszy. Właśnie w nie możemy zostać zaatakowani jak w wyłomy w murze obronnym zamku przez wroga. Dotyczy to pokusy bezpośrednio w sferze, w której zostaliśmy zranieni, ale też przez przeciwieństwo tego, w czym odczuwaliśmy jakiś niedostatek. Na przykład jeśli dawniej brakowało komuś pewności siebie, poczucia własnej wartości, bo inni go pomniejszali, upokarzali, to takiej osobie grozi zadufanie, a nawet pycha, gdy doświadczy mocy Bożej w posługiwaniu. Bardzo powinniśmy uważać na takie sytuacje, aby nie przypisywać sobie tego, co jest wyłącznie darem złożonym w nas dla dobra innych. Niektórzy natomiast, kultywując w sobie przewrażliwienie pozostałe na skutek zranień, mogą stać się siłą odśrodkową we wspólnotowym posługiwaniu, gdy każdą uwagę odbierają jako zagrożenie czy wręcz atak na swoją osobę. Powinni oni poprzez refleksję przyjąć to jako własne ograniczenie, słabość kondycji psychicznej, a nie dopatrywać się złej intencji w drugim człowieku. Jeszcze inni, mając tendencję do szybkiego zniechęcania się, bo nie zostali nauczeni, że w życiu, żeby cokolwiek osiągnąć,  trzeba się trudzić, powinni ćwiczyć się w wytrwałości. I tak można by przeanalizować szereg różnych pokus, które nas dotykają, a nie są tak oczywiste do odczytania przez nas samych, gdy brakuje nam tego pełnego poznania własnej kondycji.
Nie wikłać się w kłopoty
Żołnierz nie może wikłać się w sprawy wokół swojego utrzymania, które powinien zapewnić mu ten komu podlega. W przeciwnym razie szukanie życiowych zabezpieczeń stałoby się przeszkodą w realizacji służby i wystawiałoby go na pokusy zdobycia niegodziwych zysków. W naszej sytuacji taką przeszkodą są przywiązania do czegokolwiek lub kogokolwiek. Są one jak balast u nogi. Dlatego na początkowym etapie życia duchowego tak ważne jest nie tylko stawanie się nowym człowiekiem, ale także budowanie nowych relacji z innymi. Pozyskiwanie coraz większej wolności wewnętrznej przez nas samych skutkuje też coraz większą wolnością w odniesieniu do innych. 
Posłani i wciąż formowani
Bóg w swojej dobroci nie czeka, aż staniemy się doskonali, aby zacząć posługiwać się nami dla zbawienia innych. On nas wybawił i wezwał świętym powołaniem nie na podstawie naszych czynów, lecz stosownie do własnego postanowienia i łaski, która nam dana została w Chrystusie Jezusie przed wiecznymi czasami (2 Tm 1,9). Posyła nas, bo czas jest krótki, ale jednocześnie chce swoich uczniów dalej formować i prowadzić. Dlatego ufnie dajmy się prowadzić Duchowi Świętemu,  niczego nie zaniedbując ani nie przyspieszając. Nie zrażajmy się, jeśli nie widzimy w sobie tyle męstwa, aby być żołnierzem Jezusa. On sam udziela nam mocy, abyśmy mogli Go nie tylko głosić, ale przede wszystkim naśladować. Trudy i przeciwności wpisane są w realizację tego powołania, ale jego wielkoduszne przyjęcie daje poczucie szczęścia, że możemy służyć Temu, który uniżył samego siebie, przyjąwszy postać sługi i przelał swoją Krew dla naszego zbawienia.
Dagmara Krzyżanowska
konferencja opublikowana w Posłanie 2/2020